środa, 11 czerwca 2014

instaWarszawa 

 

od pewnego czasu tęskniło mi się troszkę za wawką. trzymiesięczny, służbowy pobyt męża mego w stolicy niedługo dobiegnie końca więc później nie miałabym aż takiego pretekstu by się wybrać. pogoda, Hush i perspektywa spotkań z koleżankami pchnęły mnie do decyzji o wyprawie. tak, dla mnie mnie to wyprawa. to znaczy tak mi się wydawało, bo jak to mówią strach ma wielkie oczy. myśl o pobudce o czwartej nad ranem nie napawała optymizmem tym bardziej, że dotyczyła również Jula. no i to jego pierwsza podróż pociągiem. uff wszystko przebiegło bez problemów. pomijam, że cztery godziny był do mnie przyklejony, również w toalecie i miałam tonę zabawiaczy. btw - 440km w 4,15h całkiem niezły wynik więc szacun dla pkp. w sumie byłby to pikuś gdyby nie to, że musiałam czekać kilka godzin na przyjazd ślubnego, więc wózek, cięęęężka walizka i nie takie lekkie dziecko było na moich barach. ledwo wyszłam, raczej wygramoliłam się z pociągu, poczułam, że wita mnie tłum życzliwych warszawiaków, a może to były słoiki. jeśli tak to robią niezły piar Wawce. tu ktoś zdeklarował pomoc, tam też i tak w chwilę z dworca gdańskiego trafiłam do świątyni konsumpcji - Arkadii. przeczekaliśmy dobrze się bawiąc i wydając kasę ojca.

niestety część kasy "poszła" na hotel, bo firma tatuśka (czyt. mon) nie uwzględniła odwiedzin familijnych, a ziomusie w wawce….ten teges….no. hotel nam się trafił na szczęście baaardzo fajny i polecam jakby ktoś coś. 

jak już byłam w stolicy to nie mogłam przegapić słynnych targów mody Hush Warsaw. w tym roku odbyły się pod hasłem 'freedom'. pominę aspekt modowy bo ten był po prostu z najwyższej półki. wystawiały się same najlepsze polskie marki dla dorosłych i dzieci. zresztą właściwie przebiegłam pomiędzy wystawcami, bez większego skupienia, bo moje dziecko dojrzało…inne dzieci. zniecierpliwione zrobiło mi karczemną awanturę. dał odczuć, że się nad nim znęcam kiedy tak sunę poprzez arkady i wtedy nastąpił koniec Hush'u for me. zaczął się baby fun Hush. skupię się więc na moich wrażeniach i odczuciach organizacyjnych. 
po zeszłorocznych narzekaniach odwiedzających targi, organizatorzy stanęli na wysokości zadania i wybrali świetne miejsce. Arkady Kubickiego pod Zamkiem Królewskim. przepiękne wnętrze utrzymane w loftowym stylu cieszyło moje oko. małe acz zupełnie wystarczające stoiska wystawców nie tworzyły żadnej bariery między kreatorami, a klientami. można było z każdym zamienić słowo. 
przenieśmy się teraz na zewnątrz. w ogrodach czekały stanowiska marek zajmujących się wystrojem wnętrz czy książkowe. fantastycznie, cudownie, że pomyślano o maluchach i atrakcji nie brakowało. nie spodziewałam się iż spędzę tam właściwie cały dzień. Dziewczyny z Pompon zapewniły profesjonalną opiekę i zabawy dla dzieciaków. szacun, jesteście oazą łagodności i cierpliwości (to tak szczególnie w kontekście późniejszych wydarzeń z CNK). a i jeszcze jedna rzecz, która przykuła moją uwagę, a mianowicie "coś". nie wiem w sumie czy to futurystyczne rzeźby czy wyposażenie placu zabaw XXII wieku, ale chyba jedno i drugie. ważne, że bardzo kreatywne i bezpieczne. sposób wykorzystania zgodnie z wiekiem dziecka. tam gdzie J dał radę tam było bezpiecznie dla niego. mam fisia na punkcie analizowania sensu i bezpieczeństwa różnych dziwności na placach zabaw. jak przystało na designerską imprezę nawet jedzenie było iście stajlisz. prawie wszystko spróbowałam i powiem tak - nie wszystko było tak wyśmienite na jakie wyglądało, ale może za bardzo przesmradzam. 
wisienką na torcie tej naprawdę fajnej imprezy były spotkane z moimi cudownymi koleżankami. ZuziaAga i Ola są jak stare kumpele. szkoda, że Ola i Aga nie zabrały ze sobą dzieciaków, ale za to miały totalny luz, a nie stan przedzawałowy średnio co 5 minut . Przypędziła i poleciała szybciutko jeszcze Marta oraz Natasza. Girls, zdecydowanie za krótkie spotkania :*  
Zapomniałabym o chillout'owej muzyce na żywo granej z dachu platformy h&m. nie pozostało nam więc nic innego niż pełen relax na zielonej łączce. 

zgodnie z tekstem pewnej piosenki, niedziela była tylko dla nas. dla naszej familii. Centrum Nauki Kopernik było od dawna na mojej liście must have. a nie, to nie ta lista. to na liście must see & must do. jeśli ktoś ma wątpliwości czy to miejsce dla maluchów to podpowiem, że tak to super miejsce dla maluchów!!! co widać na zdjęciach mam nadzieję. przemilczę zachowanie jednej bardzo niemiłej pani z galerii dla malucha Bzzz. po tak ekscytujących wrażeniach przypadkiem trafiliśmy do Wilanowa, tzn. ja przypadkiem, a mój man celowo, bo myślał, że ja tam się chcę skierować. małe niedogadanie. byłam tam, może nie ze sto razy, ale nic to dla mnie nowego i poczułam, że marnuję cenny czas. no ale skoro już tam byliśmy to przestałam stroić focha i łaskawie wysiadłam z samochodu wprost na festyn przykościelny taki z atrakcjami dla dzieci. za darmo. wow. czyżby przeznaczenie? no raczej, nie inaczej. my się pociliśmy w słońcu, a J się świetnie bawił. to najważniejsze. nadarzyła się okazja by poskakać na macie z olimijczykiem, medalistą MŚ i ME w judo Krzysztofem Wiłkomirskim. kiedy nam się już ryli znudziło wyrwaliśmy Julka z szału zabawy i pognaliśmy dalej. nie wiem co mi strzeliło do głowy, że do jakiegoś parku szczęśliwickiego pojechaliśmy. chyba mi mało parkow i festynów było. wrażenie ogólnie takie, że zwracam honor naszej Kaczej Górce. ooo. a mogliśmy w tym czasie zaliczyć np. fontanny…. cóż next time.

w ostatnim dniu wycieczki, czyli w poniedziałek, daddy pognał do roboty, a mnie cudowna Zuzia wzięła w obroty. wraz z Leonem i Antosiem pognałyśmy na spotkanie ze świetnymi dziewczynami Marysią i Matyldą.  miejsce spotkania Nabo, a raczej to co tam serwują śni mi się po nocach. budzę się obśliniona. szaleliśmy tam kilka dobrych godzin, choć czas z dziewczynami minął mi szybko. za szybko. wspaniałe dzieciaki skradły moje serce. choć to już dawno, a teraz miło było je pomiętolić <3 
a potem przyjechał pociąg chlip chlip.

wszystko co dobre szybko się kończy. miło spędzony czas w Warszawie dobiegł końca. zupełnie niepotrzebne były obawy jak ja sobie poradzę w podroży sama z dzieckiem. przecież moja Babcia z trójką czy nawet czwórką dzieciaków jeździła pociągiem sama na wczasy i dawała radę więc ja mam nie dać  z jednym? plis. wyjazd był udany w każdej minucie. na przykład Julo widział największą koparkę ever! no i kto by pomyślał, że to właśnie w stolicy będziemy na wiejskim festynie i Julek będzie miał pierwszy raz okazję pomacać ukochanego 'tabanta'.





9 komentarzy:

  1. Cudownie, ze jesteście zadowoleni. Na maxa wykorzystany czas. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tylko za krótko :(
      żałuję, że się nie zobaczyłyśmy :*
      najchętniej bym na tydzień, albo z miesiąc przyjechała :D

      Usuń
  2. Musiałyśmy się minąć, bo my byliśmy z samego rana :-( A co do tego ,,coś" rozstawionego na trawie to meble Astrini Design. Fajowe!!

    OdpowiedzUsuń
  3. :(
    fajne te meble :D ale wolałabym je outside ;)
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze co przyszło mi do głowy to to, że zrobiliście tyle rzeczy, byliście w tylu miejscach w tak krótkim czasie! Ja to bym musiała chyba 2tygodnie spędzić w stolicy żeby z moim mega 'zorganizowaniem' to wszystko ogarnąć ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny wyjazd, zazdroszczę Hush'a, miałam być, ale ostatecznie byłam gdzie indziej, na szczęście też było fajnie ;)
    Magda&Miłosz

    OdpowiedzUsuń
  6. No to jesteśmy kwita. Ja Ci Kraków, Ty mi Warszawę ;) Fajne fotki, mam kilka ulubieńców <3 Tylko ten dłuuugi tekst... nie, nie narzekam. Tylko nie pamiętam, kiedy ostatni raz tyle przeczytałam :P Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam zdjęcia, które uchwycają Julka podczas skoku. Widać wtedy jego bezgraniczną radość :-).

    OdpowiedzUsuń